Kapłaństwo

1. Kapłańska moc

W ramach naszej katechezy dotyczącej sakramentów świętych, dziś zatrzymamy się przy sakramencie kapłaństwa. Chciałbym na samym początku jasno przypomnieć, że ten, kto uważa, że religia jest jego czysto osobistą sprawą, kapłana na nic nie potrzebuje. Są takie koncepcje religijne na świecie, jest nawet taka próba interpretowania chrześcijaństwa i w takiej religii czy wyznaniu chrześcijańskim kapłana nie ma.

Kapłan jest tylko tam, gdzie człowiek uznaje, że religia posiada wymiar nie tylko indywidualny, ale i społeczny. Dlatego w spotkaniu z Bogiem potrzebny jest człowiek, który jest pośrednikiem między ludźmi i Bogiem. My wszyscy, zgromadzeni w tej świątyni, tak właśnie podchodzimy do naszej religii. Dlatego gromadzimy się przy ołtarzu i przy kapłanie. Czekamy w skupieniu, aż wyjdzie kapłan, aby w imieniu Boga przemówić do nas i aby w naszym imieniu przemówić do Boga.

Ponieważ Jezus Chrystus ustanowił sakrament Eucharystii, konsekwentnie zdecydował się na ustanowienie sakramentu kapłaństwa. Eucharystię mógł złożyć tylko i wyłącznie w rękach wybranego przez siebie człowieka. Tak rodzi się Kościół i tak Kościół na przestrzeni wieków rozumie związek kapłaństwa z Eucharystią.

Chciałbym wyraźnie podkreślić, że Bóg sam wybiera człowieka, którym chce się posłużyć w nawiązaniu kontaktu z nami. Kapłan nie jest przedstawicielem ludzi, kapłan jest przedstawicielem Boga. Nie ludzie wybierają kapłana, aby reprezentował ich przed Bogiem, ale Bóg wybiera kapłana, aby przez niego spotkać się z ludźmi.

Najwyższym i Jedynym Kapłanem jest Jezus Chrystus. On jest Jedynym Dobrym Pasterzem, a tych, których powołuje i dopuszcza do udziału w swoim kapłaństwie, traktuje jako najemników. Jako kapłan jestem najęty przez Boga do pracy w Jego owczarni. Jestem najemnikiem. Każdy kapłan przez święcenia staje się najemnikiem Boga. Ci najemnicy dzielą się na dobrych, uczciwych, na tych, którzy próbują — na ile ich stać — realizować ideał dobrego pasterza, albo mogą być najemnikami nieuczciwymi, o których Chrystus wyraźnie mówi w Ewangelii.

Od czego zależy ta postawa? Bóg szanuje wolną wolę tego, którego najął do swojej pracy. Wyposaża go w swoją władzę, ale nie odbiera mu wolnej woli. Wszystko zależy od postawy kapłana wobec samego Chrystusa. Doskonale jest to ukazane w Ewangelii według św. Jana, kiedy Chrystus trzykrotnie pyta św. Piotra: czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci? Piotr odpowiada: Ty wiesz, że Cię kocham. I wtedy słyszy słowa Jezusa: paś owce Moje. Pasterzem jest Chrystus i owce są Jego własnością. Piotr jest najemnikiem, ale o wartości tego najemnika decyduje miłość do Najwyższego Pasterza. To w imię tej miłości staje się on odpowiedzialny za Chrystusowe owce. Jeśli ta miłość jest za słaba, w godzinach prób i doświadczeń najemnik zawodzi, opuszcza owce, a sam ucieka, nie kochając Chrystusa, nie kochając Jego owiec. Kochając siebie, zawodzi. Taka jest ewangeliczna prawda o kapłaństwie.

Kapłanem jest Jezus Chrystus, my jesteśmy Jego najemnikami. Mówię o tym, ponieważ wielu ludzi rozbija się o postawę najemnika, zapominając o tym, że Dobrym Pasterzem jest Chrystus. On zawsze jest w swej owczarni, jest w Eucharystii. On jest w rozgrzeszeniu, w sakramentach, w Słowie, we wspólnocie, w kapłanie. Nie może nas od Chrystusa oddzielić niewłaściwa postawa Jego najemnika.

W jaką władzę wyposaża Chrystus ludzi, których powołuje do swojego kapłaństwa? Przede wszystkim jest to moc oczyszczania z grzechów. W kapłańskich rękach jest złożona największa moc, jaka istnieje na ziemi. Wszyscy psychoanalitycy razem wzięci nie dysponują taką mocą, jaką dysponuje kapłańska ręka. Oni mogą wysłuchać win, mogą pomóc człowiekowi w otwarciu, ale nie usuną ciężaru gniotącego serce człowieka wyrzutami sumienia. Kapłan dotykając serca uwalnia je z poczucia winy, z największego nieszczęścia, jakie może dosięgnąć człowieka. Popełniamy grzechy, bo jesteśmy słabi, gdyby więc nie było tej Bożej mocy uwalniającej nas z win, a złożonej w ręce kapłana, bylibyśmy bardzo nieszczęśliwi.

Dlaczego kapłańska ręka została wyposażona w tę moc? Bo w tych rękach Chrystus zostawił samego siebie pod postacią chleba i wina. Ponieważ kapłan rozdaje Eucharystię, w kapłańskich rękach Eucharystia się rodzi, rzecz jasna, iż w tych rękach winna być i władza odpuszczenia win. Jeśli ktoś z powodu grzechu nie może podejść do Eucharystii, kapłan go oczyszcza, uwalnia z winy i podaje mu Eucharystię.

Uświęcająca moc kapłańskiej ręki to wielki cud, jaki istnieje na ziemi. Cokolwiek kapłan weźmie w swoje ręce, czegokolwiek dotknie, może uświęcić. Uświęca rzeczy i uświęca ludzi, nawet wówczas, gdy sam jest grzeszny. To jest Boża moc. Najdoskonalej obserwujemy to w czasie Mszy świętej, kiedy w rękach kapłana chleb i wino zostają zamienione w Najświętsze Ciało i Najświętszą Krew Zbawiciela. To jest największy skarb ziemi. Kapłan może też uświęcić wiele innych rzeczy, wodę, pokarmy, zioła, domy, samochody. Może uświęcić również człowieka, z tym że chleb i wino są mu posłuszne, bo nie mają swojej woli, w jego rękach mogą być uświęcone w jednym momencie. Człowiek natomiast błogosławieństwem kapłańskim jest uświęcony o tyle, o ile otworzy się na przyjęcie łaski. To uświęcenie zależy od przyjmującego łaskę.

Kapłan uświęca i błogosławi. Nie musi głosić słowa Bożego, nie musi powiedzieć ani jednego kazania, a jest kapłanem w pełni, jeśli tylko sprawuje Mszę świętą i rozdaje Eucharystię. Najważniejsza funkcja kapłańska to uświęcenie chleba i wina oraz przekazanie samego Boga w serce drugiego człowieka. Oto istota kapłańskiego powołania.

Kapłan otrzymuje Bożą moc przez nałożenie rąk biskupa. Warto przynajmniej raz w życiu wziąć udział w ceremonii święceń kapłańskich. Co roku zawiadamiamy, kiedy w katedrze są święcenia kapłańskie. Chodzi o to, by uświadomić sobie, jaki skarb Kościół posiada i z jakiego skarbu korzystamy. Przez święcenia kapłańskie serce człowieka przyjmującego ten sakrament zostaje naznaczone wiecznym znamieniem kapłańskim. W starożytności byli świątobliwi mnisi, którzy przyjmowali święcenia kapłańskie w starości tuż przed śmiercią tylko dlatego, aby mogli być kapłanami na wieki. Wcześniej nie przyjmowali z obawy przed odpowiedzialnością, która z kapłaństwem jest nierozerwalnie związana. A więc już w starożytności dostrzegano prawdę o wiecznym udziale w kapłaństwie Chrystusa. Obok pieczęci, którą pozostawia w nas chrzest i sakrament bierzmowania, jest to trzeci znak, który będzie trwał wiecznie. W wieczności, w niebie czy nie daj Boże w piekle, kapłan Chrystusa zostanie rozpoznany.

2. Kapłan stróżem Bożego prawa

Tydzień temu wskazałem na Bożą moc, jaka została złożona w kapłańskie ręce. Moc zdolną do oczyszczania ludzi z grzechów w sakramencie pokuty i pojednania oraz moc uświęcającą, szczególnie skuteczną w czasie świętej Ofiary. W niej to kapłańskimi rękami i ustami posługuje się sam Chrystus, by przemienić chleb i wino w swoje święte Ciało i świętą Krew. Ta uświęcająca moc ujawnia się również w błogosławieństwie.

W rękach kapłańskich Bóg złożył nadto odpowiedzialność za Boskie prawo i za sumienie. Kapłan Chrystusa uczestniczy w funkcji proroka. W Starym Testamencie kapłan składał ofiarę Bogu i udzielał błogosławieństwa, do jego funkcji nie należało nauczanie, nie był odpowiedzialny ani za wiarę, ani za moralność, nie był odpowiedzialny za sumienie narodu. Tę odpowiedzialność w Starym Testamencie Bóg składał w ręce proroków. W Nowym Testamencie połączył odpowiedzialność za kult z odpowiedzialnością za sumienie.

Naszym wielkim skarbem jest sumienie. Ono bowiem decyduje o naszej odpowiedzialności. Im piękniejsze i doskonalsze sumienie, tym większa wartość człowieka. Sumienie decyduje o naszej wielkości. Sęk w tym, że egoizm usiłuje ciągle podporządkować sobie sumienie. Dlatego Bóg ogłosił prawo. Czyniąc to miał na uwadze jednostkę. Chciał, by człowiek mógł podejść do prawa i stwierdzić, w jakiej mierze jego sumienie funkcjonuje dobrze. Miał również na uwadze społeczność, chciał, by Jego prawo było normą życia narodu i ludzkości.

Rozróżnienie między obiektywnym prawem i naszym sumieniem jest niezwykle doniosłe. Prawo jest traktowane przez Boga jako wzorzec. Proszę zwrócić uwagę na podstawowe prawa, które muszą mieć swoje wzorce. Długość mierzy się przy pomocy metra. Musi być na świecie wzorzec metra. Gdziekolwiek chcemy produkować miary, musimy się zwrócić tam, gdzie ten wzorzec jest przechowywany. Nie wolno tej miary sfałszować. Inny odcinek naszego życia to czas. Aby życie społeczne mogło funkcjonować, trzeba, aby wszyscy dostosowali się do jednego czasu. Ten dokładny czas jest ciągle w radio przypominany, ciągle nasze niedoskonałe zegarki próbujemy dostosować do tego czasu. I nie ma żadnych możliwości organizowania życia wspólnego po zlekceważeniu dokładnego czasu. Tylko dlatego mogę podejść na dworzec i punktualnie wsiadać do pociągu razem z innymi, że mamy ten sam czas. Podobnie jest z temperaturą i z każdym innym prawem. Zawsze jest potrzebny wzorzec. Tak samo jest też z Bożym prawem. Oczywiście, że ludzie się spóźniają, ludzie mogą fałszować miary, ale wzorzec być musi.

Przy pomocy tego obrazu chcę ukazać, że Bóg podał nam prawo, czyli zestaw norm, wzorców. Każde przykazanie to jedna taka wzorcowa miara. Bóg rzekł: jeśli chcecie budować społeczeństwo na poziomie i jeśli sami chcecie być szczęśliwi, to bądźcie wierni tym miarom. Wiedział, że człowiekowi trudno jest godzina po godzinie zrealizować wszystkie wymagania, które nam postawił. Wiedział, że będą ludzie, którzy przy dokładnej wadze i tak będą fałszować to, co ważą, albo podtrzymując albo przyciskając szalę w zależności od tego, co dla nich jest wygodne. Tak jak człowiek może fałszować ważenie towarów, podobnie może fałszować przykazania. Same jednak przykazania są zawsze dobre. Prawo Boże jest jednym z największych skarbów, za który powinniśmy Bogu nieustannie dziękować. Kapłan zaś jest w szczególny sposób odpowiedzialny za to, by prawo było znane. On jest stróżem tego prawa.

Cała taktyka zła w ostatnich latach zmierza do tego, aby powiedzieć: wszyscy fałszują, więc zmieńmy prawo. Ponieważ wszyscy fałszują wagę, to zróbmy taką, że nie będzie wiadomo, czy jest kilogram, czy też nie. Oto podstawowy błąd. We wszystkich dyskusjach odnośnie do Bożego prawa ciągle się żąda, by dostosować je do pragnień ludzi, czyli zmienić miary, ponieważ ludzie i tak je fałszują. Możemy łamać przykazania przez dziesięć pokoleń, ale one i tak nie zostaną zmienione. Za dziesięć pokoleń powiedzą, oni źle budowali i zawaliło im się wszystko, ponieważ zlekceważyli normy budowlane. Bóg nie oczekuje od człowieka, aby przez całe życie idealnie zachował prawo. On wie, że jesteśmy grzesznymi i słabymi ludźmi. Oczekuje natomiast, że zdamy sobie sprawę z tego, że źle budujemy, bo lekceważymy normę. Kapłan jest odpowiedzialny za przekaz Bożego prawa. To nie Kościół, ale Bóg ustanowił swoje prawo. Kapłan ma władzę regulowania ludzkiego sumienia, gdy ktoś przychodzi do niego, jak z zepsutą wagą i prosi o pomoc w jej wyważeniu.

Każdy kapłan ma sumienie, czyli swoją wagę. Może się zdarzyć, że jego sumienie wymaga naprawy. Podobnie jak lekarz pomaga pacjentom, a sam jest chory, taki kapłan może naprawiać tysiące wag, a jego waga jest zepsuta. Może to czynić dobrze dlatego, że nie naprawia według własnego sumienia, lecz według Bożego przykazania. Sam będzie sądzony za każde odchylenie od Bożego prawa. Popatrzmy na kapłana jako na człowieka, który podobnie jak wszyscy męczy się, aby Boże prawo zachować. Nie zawsze mu się to udaje. Wówczas idzie sam ze swoim sumieniem, jak z wagą, do innego kapłana i prosi o naprawę. Kto zobaczy prorocki charyzmat kapłaństwa, nie dziwi się, że kapłan, nawet wtedy gdy jest nałogowym alkoholikiem, mówiąc o Dekalogu będzie mówił „nie pij”, będzie mówił, bo on głosi Boże prawo. Podobnie jest z innymi przykazaniami. Kapłan stoi przy tej Bożej mierze i mówi: jestem nieszczęśliwy, bo Bożego prawa nie zachowuję, przynajmniej czyńcie to wy, byście nie byli jak ja nieszczęśliwi. On podprowadza nie do siebie, ale podprowadza do Bożego prawa.

Zrozumiałe, że jeśli ktoś robi zamach na Boże prawo, chce uderzyć przede wszystkim w tego, kto jest stróżem tego prawa. Uderza najłatwiej, gdy udowodni, że stróż prawa łamie prawo, wtedy przepowiadanie traci moc przekonywającą. Przychodzimy nie do kapłańskiej miary, lecz do wzorca, do Bożej miary, a ta jest zawsze ideałem. Dlatego Jezus mając na uwadze nauczycieli i stróżów Bożego prawa, wyraźnie powiedział: zachowujcie wszystko, co wam powiedzą, a uczynków ich nie naśladujcie. To wielka rzecz spotkać kapłana, który ma swoje sumienie idealnie ustawione według Bożego prawa. Nie jest to jednak wcale takie łatwe. Zdobywanie świętości przez nas kapłanów jest równie trudne, jak i zdobywanie jej przez was.

3. Odpowiedzialne powołanie

Pragnę dotknąć kilku aktualnych spraw. Po pierwsze powołanie kapłańskie jest połączone z największą odpowiedzialnością, jaka istnieje na ziemi. Jest to bowiem odpowiedzialność za wieczne losy człowieka. Wszystkie inne powołania mają wymiar doczesny. Odpowiedzialność lekarza dotyczy doczesnego życia człowieka. Odpowiedzialność pedagoga jest skoncentrowana na wychowaniu człowieka. Kapłan jest odpowiedzialny za doczesne i wieczne szczęście człowieka. Nie ma drugiej tak wielkiej odpowiedzialności jak kapłańska.

Kapłan przeżywa bolesne rozdarcie, które płynie z dwóch źródeł. Ze świadomości świętości i doskonałości Boga, którego ma głosić, i z własnej słabości, niedojrzałości i grzeszności. Naczynie jest gliniane, a w tym naczyniu Bóg umieścił niezwykłe skarby. Ponieważ ludzie wpierw dostrzegają naczynie, a dopiero później odkrywają jego zawartość, kapłan przeżywa rozdarcie między swoją słabością, a świętością, której służy. To rozdarcie towarzyszy kapłanowi od momentu święceń aż do śmierci.

<204>ródło rozdarcia jest ukryte również w zestawieniu objawienia Bożego z prawdą o człowieku. Wymagania objawienia są bardzo twarde, mocne i nigdy nie można ich dostosować do człowieka. Kapłan jako człowiek dobrze rozumie wszystkie układy międzyludzkie. W wielu wypadkach jest podobny do lekarza, który wie, że można uleczyć danego człowieka wyłącznie przez ciężką operację, a nie potrafi go przekonać, aby tej operacji się poddał. Ta bezradność kapłana wobec ludzkich chorób boleśnie męczy.

Drugi aktualny problem to celibat w kapłaństwie. Trzeba wyraźnie powiedzieć, że w duchu Ewangelii można być kapłanem i mieć własną rodzinę. Św. Piotr miał żonę, miał dom, prawdopodobnie większość Apostołów miała swoje rodziny. W Kościołach Wschodnich kapłaństwo jest połączone z powołaniem małżeńskim i rodzinnym. W Kościele rzymsko-katolickim wezwano kapłanów, aby rezygnowali z życia małżeńskiego przyjmując życie w celibacie. Kościół kierował się w tym wypadku troską o to, by to ludzkie naczynie, w którym Bóg złożył swoje wielkie dary, było możliwie doskonałe. Chodziło o to, by kapłan w swoim życiu objawił wyższość ducha nad ciałem. Jest to religijny motyw. Drugi był społeczny. Kapłan, który ma żonę i dzieci, jest skrępowany więzami rodzinnymi, nie może oddać się wyłącznie posłudze dla zbawienia innych. Jest duchowo rozdarty między obowiązki męża, ojca, a obowiązki wypływające z posługi kapłańskiej. Te dwa motywy zadecydowały o tym, że Kościół rzymsko-katolicki wprowadził jako swoje prawo połączenie celibatu z kapłaństwem.

Warto dodać, że dla człowieka dojrzałego celibat nie jest trudny. Dojrzałość bowiem objawia się w harmonii ciała z duchem. Człowiek dojrzały czyni to, co chce, a nie to, co mu się zachce. Takich ludzi żyjących w celibacie jest miliony, a wielu pożegnawszy męża czy żonę, w stanie wdowca czy wdowy, pozostaje przez dziesiątki lat do końca życia w celibacie. Dla dojrzałego człowieka celibat nie jest trudny. Wielu świadomie i dobrowolnie wybiera życie bez małżeństwa dla celów czysto doczesnych, zwłaszcza społecznych. Problemy pojawiają się wówczas, gdy na celibat zdecyduje się człowiek niedojrzały.

W ocenie łamania celibatu przez kapłana trzeba się liczyć z pewnymi proporcjami. Podobnie jak obserwujemy dużą niedojrzałość ludzi, którzy dziś decyduja się na małżeństwo, co przejawia się później w żądaniu rozwodów, tak proporcjonalnie, ponieważ kapłan wychodzi z tego samego środowiska, można obserwować pewną niedojrzałość w podejściu do celibatu kapłańskiego. Czy z tego wynika, że celibat należy zmienić? Otóż doświadczenie wykazało, że kapłani, którzy zawarli małżeństwo, z kolei w pięćdziesięciu procentach nie dochowali wierności wybranej żonie. Te błędne decyzje są owocem ich niedojrzałości. Zniesienie celibatu to nie jest żadne rozwiązanie.

Ponieważ celibat jest prawem kościelnym, kapłan może być w pewnych sytuacjach zwolniony z obowiązków kapłańskich i założyć rodzinę. Gdyby to było prawo Boskie, o takim zwolnieniu nie mogłoby być mowy. Kapłan nawet w takiej sytuacji, a więc nie spełniając obowiązków kapłańskich, pozostaje nadal kapłanem i dysponuje w pełni kapłańską mocą. Gdyby więc taki kapłan po zwolnieniu z obowiązków kapłańskich był świadkiem wypadku na szosie, jest zobowiązany udzielić ofiarom wypadku rozgrzeszenia i jego rozgrzeszenie jest ważne. Moc kapłańską posiada na wieki. Jego pomoc jest potrzebna, bo ważą się losy zbawienia umierających ludzi. To jest podobnie jak z lekarzem, któremu komisja odbiera prawo wykonywania zawodu. Jeśli znajdzie się w sytuacji, że trzeba ratować człowieka, może wykorzystać wiedzę, którą posiada i skutecznie pomóc, bo chodzi o dobro pacjenta.

Zgorszenie dane przez kapłana należy do najcięższych, jakie istnieją na ziemi. Obok niego można ustawić zgorszenie dzieci przez rodziców. Groza tego zgorszenia wynika stąd, że zostaje wówczas zniszczony Boski autorytet kapłana. Rany tak zgorszonego człowieka krwawią często przez całe życie i są bardzo trudne do uleczenia.

Zgorszenie jest wpisane w dzieje kapłaństwa i Bóg się na to zgodził. Piotr gorszy nas trzykrotnym zaparciem się, Judasz zdradza. To są duchowni, to są pierwsi biskupi. Jakie winno być nasze podejście do zgroszenia? Ile razy dostrzegamy zgorszenie dane przez kapłana, tyle razy pamiętajmy, że jest to dla nas próba wiary. Czy ja przychodzę do Chrystusa, który jest w kapłańskich rękach, czy tylko do rąk. Jeśli te ręce gorszą, trzeba zobaczyć skarb, który jest w tych rękach ukryty. Zależy mi na Chrystusie, a nie na rękach. Nie mogę odwracać się od Chrystusa z powodu słabych, grzesznych kapłańskich rąk.

Jesteśmy zobowiązani upomnieć gorszącego, to jest chrześcijański obowiązek. W wielu wypadkach takie upomnienie jest błogosławieństwem. Trzeba się za kapłana modlić. Proszę pamiętać, że taktyka zła jest bardzo prosta, po co ma łamać dziesięć tysięcy gałązek, każdą z osobna, jeśli może uderzyć w konar i odciąć od razu dziesięć tysięcy gałązek połączonych pniem przez ten konar. Dlatego nie dziwmy się, że atak na kapłana jest tak mocny.

Jeszcze jeden element, na który chcę zwrócić uwagę. Jest nim wzrastająca fala antyklerykalizmu. Z czego to wynika? W każdym społeczeństwie jest pewna doza niezadowolenia, które próbuje się w różnych celach wykorzystać. Przez wiele lat niezadowolenie było ukierunkowane przeciw komunizmowi. Obecnie tego ukierunkowania już nie ma, a niezadowolenie zostało. Można więc obserwować, jak zwalczające się dotąd obozy szukają, na kogo niechęć wylać. Ofiarą staje się stan duchowny niesłusznie utożsamiany z Kościołem.

Duchowieństwo nie interesuje się antyklerykalizmem, bo i tak musi robić to, co do niego należy, bez względu na to, jakie będą nastroje. My jesteśmy odpowiedzialni przed Panem Bogiem. Antyklerykalizm jest groźny dla was, ludzi świeckich, bo podważa zaufanie do kapłana. Taki jest jego cel. Ten mechanizm trzeba odkryć, bo inaczej można popełnić szereg poważnych błędów.

Kończąc refleksję chciałbym postawić pytanie: Czy w naszym życiu jest równowaga między modlitwą za kapłanów a ich krytyką? Jeśli ta równowaga jest, to krytyka jest słuszna. Nie chodzi o to, by kapłana nie krytykować, jeśli w jego życiu jest coś, co trzeba poddać krytyce; chodzi o to, czy krytyka jest prowadzona w duchu Ewangelii. I drugie pytanie: Czy zbyt łatwo nie ulegamy propagandzie? Chodzi o prawdę. Prawda nas wyzwoli.

Print Friendly, PDF & Email